A tymczasem, jakby w jakiejś telepatycznej jedności ze mną trwała, maila przesyła Nikola. Nikola operuje językiem konkretnym. Nie stosuje kiczowatych porównań ani, Paj Mej uchowaj, onomatopej korpuskularno falowych. Prosty przekaz do prostego człowieka. W mailu Nikoli mowa jest o farmakologicznych możliwościach podrasowania swojego męskiego ego, tego zupełnie nieliterackiego. Podrasowanie to może złe słowo. Wszak Nikosia wspomina o aż 35-procentowym wzroście gabarytów, a to już nie tuning, to już przejście w zupełnie nowy, lepszy wymiar. Klikam "spam". Mail przepada. Chyba podświadomie odrobinę liczyłem na pikantne onomatopeje albo jakiś potrójnie rolowany paralelizm składniowy czy może na leśmianizmy z serem i bitą śmietaną. To już nie ta Nikola co kiedyś, w jej kuchni nastała era surowego mięcha.
Czytanie maili jest trochę takim osobistym spotkaniem z autorem, tyle, że bez spotkania, a czasem i bez autora. No chyba, że tak jak ja, czyta się maile własne, wtedy jest to naprawdę przeżycie kompletne. Gdzieś zasłyszałem, że tak namiętne czytanie samego siebie niechybnie musi prowadzić do obłędu. I myślę sobie, że to dobrze, niech prowadzi. Obłęd wszak jest oczywistym symptomem geniuszu!
Potwór skondensowanej treści pożarł bezbronną formę. I tylko my, wielcy emailów pisarze, możemy świat uratować i natrzeć na żarłocznego potwora naszymi ostrymi, ciętymi piórami. Wydobyć formę z gadzich trzewi, otrzepać ją z żołądkowych treści, oczyścić i osuszyć, by znowu się nią delektować. I jak Bóg da to i Nikola przejdzie na naszą stronę czyniąc naszą misję, tak gdzieś na oko o trzydzieści pięć procent łatwiejszą! Piszmy kwieciście, kiczowato, z poronionymi wstawkami, z kurtuazyjnym dyrdymoleniem, przede wszystkim piszmy kolorowo! Nie dajmy się pożreć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz