Sylwestra obchodzimy w domu. W zasadzie to spędzamy. Letarg w fotelu przed telewizorem, paluszki i herbata pod ręką. Bimba chora. Przegrywa doktliwie z przeziębieniem. Prycha, charczy rzadko komentując treści z ekranu. Zrzędzi jakoś bez polotu. Ja skaczę po kanałach nie mogąc zdecydować, który serwuje największą egzotykę. Wygrywa TVP2. Hipnotyzujący, wiejski festyn w rozmiarze XXL w wielkoestradowej oprawie. Króluje disco bigos. Niebotyczny kicz i pompa! Pompa tłocząca rozrywkowe szambo do głów telweidzów. Patrzymy i nie wierzymy. Na scenie gość z Modern Talking. Żywy. Rusza ustami. Tłum śpiewa z nim "jomaha, jomaso" . Ciężko przełączyć. Budzi się jakaś irracjonalna nadzeja, że może zaraz pojawi się Niewolnica Izaura albo na scenę wypełzną Carringtonowie. Pojawiają się chłopcy z Milano. Nie wybrzydzamy, Witamy ich cichym acz serdecznym "o ja pierdolę". Sylwester Marzeń trwa! Słupki oglądalności na poziomie sześciu milionów! Co za wieczór!
Ale z "jomaha, jomaso" dziecińswo i radość śpiewania zagranicznych piosenek znów ożywają!
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu obiecałam sobie, ze przynajmniej mocno spróbuję nie przeklinać, ale gdy widzę repertuar serwowany przez kanały TV, gdy sensowny, wart obejrzenia program/film jest niczym rodzynek w wielkim suchym placku. głównie reklamowym, mówię sobie "o-ja-cie" i jestem coraz bardziej zrezygnowana. W czym umacnia mnie zadowolona mina Kurskiego. Dużo zdrowia :-)
OdpowiedzUsuń