A co będzie jak po przebieżce zziajani i wyczerpani wrócimy na leśny parking a auto znowu nie odpali? - przez chwilę przelatuje mi przez głowę lekka obawa. Nie straszna mi ona jednak. Jestem przecież z Basią, a ona ostatnio przeżywa fascynację Bear Gryllsem i jego szkołą przetrwania. Zna zapewne mnóstwo sposobów jak przeżyć w dzikim lesie, w ekstremalnych warunkach. Zresztą ja też zostałem zmuszony do obejrzenia youtubowej kolekcji jego surwiwalowych dokonań. Mimo wszystko wysławiam obawę:
- A co będzie jak po bieganiu auto nie zapali?
- Przejdziemy 300 metrów do wsi i poprosimy kogoś, aby odpalić na kable.
- Tak po prostu?
- Tak
- To nie będziemy rozpalać ogniska? Nie będziemy budować domu z gałęzi? Nie będziemy polować na wiewiórki? - pytam zawiedziony.
- Nie.
- To ja chociaż na wszelki wypadek nasikam do bidonu. Gościowi na pustyni uratowało to życie.
Obawy były jednak całkiem nieuzasadnione. Biegało się wyśmienicie. Auto odpaliło i wróciliśmy cało do domu. Mogę zatem teraz spokojnie, pełen energii i radości życzyć Wam "Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!".
Baśka odwraca wzrok. Jest chyba lekko zmanierowana. Drażnią ją toasty wznoszone do monitora bidonem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz