piątek, 6 maja 2016

Zgrzyty w piątkowy wieczór

Są takie magiczne momenty, kiedy człowiek czuje, że jest ponad wszelkimi problemami tego świata. Kiedy unosi się i buja w obłokach chillout'u. Kiedy akceptuje wszystko i wszystkich. Kiedy czerpie radość i błogość z każdej drobinki materii. A osiągnięta harmonia ciała i ducha daje zuchwałe poczucie stabilności stanu niebiańskiej beztroski. Poczucie, że idylla trwać będzie wiecznie.
Baśka siedzi w kuchni, sączy wino i chyba właśnie tak ma.

Ja jestem w pokoju. Siadam przy biurku. Odpalam kompa. Wchodzę na fejsa i mozolnie przewijam ścianę. Nic ciekawego. W drugiej zakładce uruchamiam meczyki, zacieram ręce i czekam.

I nim się mecz załaduje, z kuchni dochodzi mnie ponure milczenie roztrzaskiwanej nirwany.