sobota, 12 sierpnia 2017

Sierpień

Kiedyś znalazłem na strychu jakiś taki, pożółkły, stary magazyn ogrodniczy. Przejrzałem go z ciekawości. Wiodącym tematem były rośliny, które jesienią potrafią ożywić ogród. Na wypłowiałych, ale wciąż kolorowych ilustracjach były astry, wrzosy, jakieś byliny, dalie; pod nimi zaś obszerna rubryka z poradami jak podlewać, przycinać, nawozić i pielęgnować, aby dziarsko rosły nawet do przymrozków. Nuda. Zamknąłem. Nim odłożyłem do pudła, zerknąłem jeszcze na datę: Sierpień 1939.
Jakieś takie przerażająco mocne mi się to wydało. Kolorowe plany zderzone z brutalnością wojny - naprawdę drastyczny kontrast.

Prania wieszanie

Dzisiaj podczas wieszania prania poczułem to. Poczułem, że wieszanie ciuchów najbliższej osoby ma jakiś taki niesamowity wymiar. Rozciągam na ten przykład jakąś jej bluzeczkę - taką, że nie wiadomo, gdzie góra gdzie dół, gdzie otwór na dyńkę a gdzie na grabule - i cieszę się, że dzięki mnie już jutro ona będzie miała ją czystą. Przepełnia mnie jakieś takie błogie przeświadczenie, że czynię dobro. Zupełnie bezinteresownie. Bardzo pozytywne doznanie. Sięgam po majtki. Konstrukcja całkiem prosta, w przeciwieństwie do moich mają tylko 3 dziury: biodrową i dwie na giczały. Znowu to samo. Wieszam je i czuję dobro, które mnie przepełnia. Czuję dzikość serca, którą pewnie kiedyś też czuła martwa panterka na połaci chyba łonowej. Sięgam po białe skarpetki w misie, grube takie lekko pluszowe. Wieszam jedną obok drugiej, pandę przy koali i się cieszę straszliwie. Nawet jej splątane sznurówki mozolnie rozsupłuję i wieszam z uśmiechem. Uśmiech naprawdę szeroki i to nie dlatego, że po rozsupłaniu okazuje się, że to majtki.

Wieszanie prania najbliższej osoby to wielki przywilej! I dlatego ja mojej ukochanej z tego suszarnianego, dojmującego poczucia dobra okradać nie zamierzam!