sobota, 26 stycznia 2019

Trzy akapity



Otrzepał z ramion nadchodzący zmierzch, który bezszelestnie zsypał się mu do obszernych i luźnych kieszeni płaszcza. Czuł na sobie zimny wzrok rozszarpywanych wiatrem chmur i młodzieńcze kaprysy promieni księżyca. Poprawił szalik owijając go ciasno wokół szyi i ruszył powoli w stronę jej domu. Żwirowa aleja zgrzytała boleśnie pod podeszwami. 

Stała przy oknie nerwowo wodząc palcem po zakurzonym parapecie. Malowała swe skrępowane znakami zapytania myśli. Jej oczy wbite w otchłań sprawiały wrażenie nieobecnych. Twarz zastygła w amorficznej pozie nie próbowała nawet flirtować z własnym odbiciem. Piersi mozolnie falowały z trudem rozkołysane płytkim oddechem. Przypominały przerdzewiałe boje, których czas na powierzchni dobiega końca. Karmione przez lata ciernistą strawą serce charczało coraz ciszej. Wszystko jakby gasło. Rosła jedynie nieskończona plątanina jej myśli zamknięta na lodowatym marmurowym blacie.

Zapukał i nie czekając na zaproszenie nacisnął klamkę. Drzwi się otworzyły z lekkim skrzypieniem. Trzeba by naoliwić - pomyślał mimowolnie. Ujrzał ją przy oknie. Stała nieruchomo. Palec pełniacy dotychczas funkcję pióra do zapisu myśli utknął gdzieś między doniczkami. Podszedł, położył jej rękę na ramieniu, omiótł wzrokiem parapet i powiedział: "ale tu syf, Jadźka!" Nim słowa opuściły jego usta już wiedział, że niefortunnie zagaił. Starał się pracować nad sobą. Najpierw przywitanie, potem w miarę wiarygodny komplement, a potem dopiero luźne spostrzeżenia! - tak sobie kiedyś postanowił. Znowu nie wyszło. Ocknęłą się momentalnie. Wzięła głębszy wdech. Oj znacząco głębszy, bo świst przeszył pomieszczenie, firanki się uniosły, obrusy podskoczyły, otworzyły się drzwi w szafach, szuflady wyjechały, świece przygasły a nadciągający zmierzch ulotnił się z jego kieszeni. 


wtorek, 1 stycznia 2019

Nowy Rok 2019

Witam Państwa w Nowym Roku. Sytuacja wygląda następująco: Bimbasińska leży w łóżku z kacem i z telefonem, w telewizji pies szuka bomby, a ja piszę. Piszę z ciężką i pustą głową. Jak to się dzieje, że pusta głowa waży najwięcej? Nie wiem. Myślenie dzisiaj boli. Pisanie zresztą też.
Do tego żołądek jakoś intensywnie podryguje próbując uporać się z wczorajszym wkładem. W jelitach bulgocze. Po drugiej stronie oddech nieświeży.

Za chwilę czeka mnie bieg. Noworoczny bieg po samochód. Na oko jakieś 10km przez miasto pełne styranych wódą i szampanem ludzi. Będę mijał te pokurczone i zgarbione korpusy zwieńczone skacowanymi gębami  - a kurwiszon z Endomondo będzie twierdzić, że to ja się żulę. Niesprawiedliwa i mało atrakcyjna perspektywa. Do tego ciemno się zrobiło. Z dobrych wieści  to w telewizji wyje Szpak (pies od bomby albo uciekł, albo zdechł, albo przełączyłem - nie pamiętam). Szpak to jest zjawisko, które mnie męczy - nawet nie tyle uszy, ale oczy. Jest jak jakiś obrazek z powichrowaną iluzją optyczną. Nie mogę patrzeć dłużej niż parę sekund. Ale dobrze, że Szpak jest, bo daje kopa, aby wyjść i wysapać kaca.

Jak już dobiegnę do auta to nim wrócę. Będę jechał powoli, bardzo powoli. Sportową podeszwą adidasa będę subtelnie muskał pedał gazu (efekt Szpaka) i będę płynął leniwie wśród labiryntów krakowskich ulic. Snuł się będę i zamulał. Prawdziwą pogoń za życiem zacznę jutro. Do siego!

Ubieram majtki, dresy, buty  i lecę! "Nie zapomnij kluczyków!" - próbuję sobie jeszcze wbić do łba. Tutaj docieramy do kolejnego fenomenu pustej głowy. Pusta głowa nie jest pojemna.