czwartek, 13 listopada 2014

W górach przyszło natchnienie... bójcie się!



Zlekceważyłem jedno grzęzawisko
I przemoczyłem serce
Już nie zapłonie więcej
Pierdolę kurwa wszystko!

Przemokły też skarpety
Jebany los poety!






Oczywiście jestem bardzo dumny z siebie.
Czy można być recenzentem własnej pracy? Można! Bo kto mi zabroni?! A zatem recenzja:

No cóż, mamy tu do czynienia z dziełem, które ciężko zaklasyfikować. Można domniemywać, że autor czerpał inspirację z własnego łazęgostwa i niezdarności. Najzwyczajniej rzecz ujmując, jest to owoc frustracji, która rozsadzała łamagę po wdepnięciu w kałużę. Nieudolna próba transpozycji buta na serce jest tanim chwytem, który bardziej drażni niż zachwyca. O ile jednak pierwsze trzy wersy niosą jeszcze jakieś szczątki liryzmu, o tyle trzy kolejne nie niosą już kompletnie niczego - no chyba, że interesuje nas muł z wspomnianego grzęzawiska. Przesycenie wulgaryzmami jest niewątpliwie przejawem indolencji twórczej i braku koncepcji. Szkoda, że opętani megalomanią "twórcy" takimi literackimi wymiocinami zaśmiecają przestrzeń publiczną.

Dalej jestem z siebie dumny!

2 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się ten wiersz, niezależnie od tego co sam autor o nim myśli i czy jest to kwestia przypadkowego natchnienia, pisania dla żartu, na niby czy na serio. Nieważne. Ważne, że jest w nim coś, co pachnie mi Rafałem Wojaczkiem trochę, który zresztą też wspaniale łączył liryczność z wulgaryzmami. Jak dla mnie to takie "wymiociny" mogą jak najbardziej zaśmiecać przestrzeń publiczną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem trochę zaskoczony. Dziękuję. Pierwsza część to natchnienie, druga to jego wyśmianie. Tak myślę.
      A recenzja to czysta kokieteria :)

      Usuń