niedziela, 4 lutego 2018

Nieporadów Dolny cz. 2

- Cześć Koper, mam nadzieję, że nie obudziłem.
- Cześć Kaszmir - odrzekł słabym głosem półprzytomny gospodarz próbując otworzyć bramkę i gdy się w końcu udało, od niechcenia dodał - Obudziłeś.
- Przepraszam. A toś późno się kłaść musiał, bo to już prawie 11. Słabo wyglądasz. Ta robota Cię wykończy.
- Ano późno. A jaka tam robota! U Frontczaka żem się zasiedział z Zenkiem. Lepiej powiedz, po coś przyjechał?
- A sprawę mam do ciebie. - i nim zdążył powiedzieć więcej, instynktownie i ostro skontrował go Tadek:
- Tartaku nie sprzedam! Znasz moje zdanie. Jakeś po to się tu fatygował, to możesz wracać!
- Ależ bez nerwów. Jak nie sprzedajesz to przecież nie kupię, ale sprawy się pozmieniały i może warto przy absolucie - tu mrugnął okiem i znacząco poklepał dłonią walizkę - na spokojnie temat obgadać. Poza tym nie widzieliśmy się ładnych parę lat.

Koper był w rozkroku. Nie chciał gościć Kaszmira i bynajmniej nie interesowało go, co u niego przez ostatnie lata zaszło. Co gorsza, pamiętał, że Kaszmir zawsze kombinował i nie wahał się posunąć do najgorszego świństwa, aby sobie torować drogę. Niejednego już intrygami, podstępem, a ostatecznie szantażem wysadził z interesu. Pamiętał dobrze, jak sołtysa Urbanka podszedł, aby ten go do urzędu gminy polecił. Kaszmir miał we wsi mocno obślizgłą reputację.
Z drugiej strony suszyło go. Trzewia miał wykręcone. Czuł się podle. Wyobrażał sobie jak poplątane jelita niczym żmije owinęły mu żołądek i wyciskają go do cna. Suche podniebienie, zdarte gardło i przełyk szorstki jak pięty starej Gąsiorwej błagały o ratunek. A nie było przecież lepszego ratunku na skurcze i na suchoty niż lufa czystej.
- Wejdź! - powiedział ochryple.

Pół godziny później Dobromir odkręcał drugą połóweczkę i starał się powoli nakreślić, dotychczas omijany, prawdziwy cel swojej wizyty.
- Mówiłem, że jak się zawinie w mokry papier to w momencie się zmrozi.
- Zaiste szkło zrasza - Tadeusz nie krył podziwu dla tego lifehacka. Wychylili po bani. - Zimna wchodzi lepiej - rzucił truizmem.
- Bo widzisz Koper, życie można sobie ułatwić i uczynić przyjemniejszym. Jak człowiek otworzy się na nowinki, wiedzę i zmiany, wtedy jest w stanie zrobić krok do przodu. Nie da się całe życie tkwić w miejscu. Czasy się zmieniły. Wszystko się coraz szybciej rozwija, pojawia się technologia, nowe koncepcje, każdego dnia życie przyspiesza. Nowe produkty zastępowane są przez jeszcze nowsze. 
- A dupa. Ten cały postęp to nigdzie nie zmierza tylko kręci się w kółko. Ot takie zegarki. Te niby nowe cyfrowe z melodyjkami teraz znowu zastępowane są, jak dawniej, wskazówkowymi. Kaszmir, ten Twój postęp to tylko karuzela, przy której pętają się cyganie i oszuści.
- Zegarki to akurat kwestia mody, a nie postępu. Mody nie zrozumiesz. To co dzisiaj niemodne jutro może być hitem i odwrotnie. Ale postęp to stałe dążenie do osiągania lepszych rozwiązań, pchane pragnieniem łamania kolejnych barier. I kto nie idzie z postępem ten się zapada. Tak jakby stał na grzęzawisku, prędzej czy później bagno go wciągnie. Przepadnie zupełnie zapomniany, tak jakby nigdy nie istniał. A to jest właśnie najgorsze. Nie pozostawić po sobie niczego. Przejść przez życie bez śladu, jakby nie żyło się wcale.

Dobromir umilkł udając powagę i zadumę. Widział też jak Koper, odpowiednio podlany empatią, nerwowo masuje brwi trawiąc jego słowa, jak czoło mu się chmurzy i zanurza się w refleksję nad swoją przeszłością. Jak podejmuje rozpaczliwą i daremną próbą wyłowienia z niej jakichkolwiek znaczących osiągnięć. Jak w jego głowie miesza się i kotłuje przygnębienie i poczucie beznadziei z siedmioma melodyjkami zegarka Montana.
Wypili bez słowa jeszcze po dwa kielichy i Kaszmir uznał, że to dobry moment, aby spróbować:
- Sprzedaj mi tartak - uderzył z zaskoczenia.
- A po co ci on? - zadziwiająco trzeźwo zareagował gospodarz.
- Chcę zainwestować. Twojej tarcicy i tak Niemiec nie kupi. Dechy masz grube i krzywe, straty na cięciach zbyt duże i ledwo wychodzisz na swoje. Daję 20 tysięcy w gotówce. Zmodernizuję traki i ruszę z produkcją na eksport. Zatrudnię cie, to i z pensji u mnie lepiej żyć będziesz. W lasach mam dojścia to i może surowiec taniej zdobędę. Moglibyśmy zbudować coś dobrego i ludzi więcej zatrudnić.

Koper wysłuchał biznesplanu, poprawił się na krześle, położył dłonie na stole, wychylił się mocno w stronę Dobromira, spojrzał mu prosto w oczy i wycedził przez zęby:
- Tartaku nie sprzedam, a dla mendy takiej jak ty robić nigdy nie będę. - przekrzywił głowę, uśmiechnął się tryumfalnie i zaczął nucić Beautiful Dreamer, pierwszą piosenkę z zegarkowej playlisty.
- Popełniasz błąd Tadek. Duży błąd. Czas już na mnie! - odrzekł chłodno - jestem umówiony z sołtysem.

Jak tylko wyszedł na ulicę splunął i zaklął w duchu: "Kutas! Nieprzejednany i tępy kutas!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz