niedziela, 22 czerwca 2014

Jeszcze nie o mundialu, ale już prawie

Pamiętacie, jak ostatnio pisałem o cudownym zakupie kilometrów ręcznika papierowego w okazyjnej cenie? Otóż, wczoraj podczas mycia okien skończyła się pierwsza rolka. Odwinąwszy ostatni listek dostałem się do szarej, tekturowej rurki, którą to niezwłocznie uderzyłem się w głowę. Bez specjalnego powodu, ot po prostu lubię ten dźwięk. Tym razem, jednak po uderzeniu nastąpiło coś niezwykłego. Mniej więcej trzy i pół sekundy mój mózg zmagał się z przetwarzaniem faktów, by finalnie wypluć myśl: "O kurwa, blog!". 
Przyznaję się bez bicia: zupełnie zapomniałem o mojej wybitnej pisaninie i o moich pragnieniach zostania bloggerem roku. Co za wstyd. Ciekawe w ilu dziedzinach jeszcze moja wybitność przepadła w zapomnienie. Ech, jakby jakieś noble, oskary, fryderyki czy nawet super jedynki były przyznawane za sklerozę, to mój dorobek z pewnością byłby już całkiem spory!

Na swoje usprawiedliwienie dodam, że ostatnio wpakowałem się w pisanie jakiegoś programu do symulacji konwekcji i dyfuzji ciepła. Zagadnienie tak ciekawe, że chce się w nie wejść całym sobą i tak złożone, że dalej nie bardzo wiem na czym polega. Finalnie coś tam - dalekiego od ideału - udało się stworzyć, choć kilka razy miałem wrażenie, że prędzej główna pętla programu udusi mnie niczym garota, niż jakkolwiek wyliczy wędrówki celsjuszy. Ale udało się! Głęboko wierzę, że temat został zamknięty.

Przez kilka minionych tygodni toczyłem też potyczkę sam ze sobą. Potyczkę na wskroś wyniszczającą. Mianowicie zostało mi brutalnie wytknięte, że nadużywam zwrotu "jak gdyby". Oczywiście zupełnie się z tym pogodzić nie mogłem. Wybitny bloger z jakąś taką naleciałością językową? - wierzyć się nie chce. Wtedy zacząłem bacznie słuchać tego, co mówię. I stało się. Zrozumiałem, że "jak gdyby" jest wszechobecne. Wkradło się i wypierało zachłannie wszystkie części mowy, nie odpuszczając nawet znakom interpunkcyjnym. "Jak gdyby niebo jest jak gdyby niebieskie jak gdyby dzisiaj" - takie twory wygadywałem, gdy na ten przykład patrzyłem do góry. Proces wyrugowania z języka jakiegoś wtrętu nie jest wcale prosty. Każde "jak gdyby", na którym się przyłapałem kwitowałem potrójną cichutką kurwą! Oj nakurwowawałem się nim się wykurowałem. Jest już chyba nieco lepiej. Obecnie zmagam się z tą cichutką "kurwą", ale zdaje się, że na nią jest znacznie większe przyzwolenie społeczne.

A i do tego wszystkiego jeszcze mamy mundial. Idę pobiegać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz