niedziela, 3 lipca 2016

Po pępkówce

Bezwład totalny. Sam ci ja. Baśka na wczasach.

Może odsłonić okno? Wpuścić trochę światła, a z nim może i trochę życia w siebie. Ale to przecież trzeba by się podnieść i coś ubrać. Dwie podczynności, z czego ta druga obarczona jeszcze dylematem. No bo niby co ubrać? Czyste czy wczorajsze? Wczorajsze śmierdzi a przed ubraniem czystego to tak po prawdzie wypadałoby się umyć. A na mycie to zdecydowanie przedwcześnie. Wariant z odsłanianiem okna bez przyodziewku odrzucam - zbyt brawurowy.

Leżę i czekam. Różne myśli w głowie. Jakieś takie ślamazarne i mało odkrywcze. Ot na przykład nachodzi mnie refleksja, że prawdziwa siła nie pochodzi z mięśni. No bo przecież mięśnie mam a do sklepu iść się nie chce. No właśnie, to skąd pochodzi prawdziwa siła? Z serca chyba. Ale serce to przecież jednak mięsień. Tonę w błędnym kole paradoksów.

Trzmiel trzy trzonki trzymał.
Część chrząszczy coś chrzęści 
Siły jednak nie mam
Pisać dalszej części.  

Oho, na chwilę obudziło się we mnie jakieś liryczne super ego. Ono zawsze mnie przeraża. Tym razem wyraźnie czuć, że inspirację stanowiły zagadnienia nietrywialne, czuć bajroniczny bunt, mickiewiczowskie odklejenie i sztaudyngerowską woltę. Jednym słowem porażka.

Idę pod prysznic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz