niedziela, 16 marca 2014

Diamentowe słowo na niedzielę


Diament jest najtwardszym minerałem jaki do tej pory znaleziono, nie ma nic twardszego od diamentu, dlatego można go szlifować tylko drugim diamentem. Niestety podczas takiego szlifowania traci się bardzo dużą powierzchnię diamentu, dlatego zwykle opiłki pozostałe po szlifowaniu skleja się i powstaje z nich tzw. diament techniczny, służący do szlifowania następnych diamentów.

Słowa powyższe bezceremonialnie ukradłem z bloga jubilerskiego albo z jakiegoś innego, już nie pamiętam. Jak się znalazłem na stronie, na której obnażane są tajniki kuchni brylantowej, wierzcie mi, ale nie potrafię sam tego wyjaśnić. Nie jestem na etapie kupna zaręczynowego cacka, więc najwyraźniej musiał to być czysty przypadek. Uznałem jednak te słowa za ciekawe, za ciekawe na tyle, że skopiowałem ten fragment, podskórnie czując, że zawiera coś w sobie głębszego. Dzisiaj, po kilku dniach, postanowiłem się z nim zmierzyć, postanowiłem spróbować przenieść go w zupełnie inny wymiar.

Pomyślałem sobie bowiem, że każdy z nas ma w sobie coś z diamentu. Każdy z nas nosi w sobie dar, który przy sprzyjających okolicznościach szlifiersko polerskich  może przeistoczyć nas w piękny brylant. Ho ho, brzmię chyba wzniośle. Niemal jakbym cytował słynne słowa, że każdy z nas powołany jest do świętości. Pozostańmy jednak przy bardziej świeckiej alegorii diamentowej.

Jesteśmy różni, nikt z nas jednak brylantem nie jest. Niektórym brakuje tylko finalnego wypucowania "last finishing touches", innych czeka grubsza polerka, a na takie egzemplarze jak ja, czeka bolesny proces obróbki mechanicznej. I na nic tutaj strugi, heble, pilniki szlifierki. Jedyny sposób zwiększenia swojej szlachetności to bolesna konfrontacja z drugim człowiekiem. Zderzenie myśli, starcie wyobrażeń, kolizje poglądów, bilateralne iniekcje emocjonalne czy zapasy i frykcje mentalne... to jest coś, co prawdziwie nas kształtuje! Immanentne trwanie w procesie obróbki diamentu diamentem. Nic bardziej nie uczłowiecza nas niż drugi człowiek, a konkretniej, tarcia temu spotkaniu towarzyszące.
I jakże to prawdziwe, że powinniśmy dbać także o to, aby żadnych opiłków nie trwonić przy tej naszej wzajemnej człowieczej obróbce.

Ech, a miałem tutaj nie filozofować. Poza tym nie wiem czy ta metafora nie jest jednak chybiona. Mam małe obawy, że zupełnie niechcący zachęcam Was do bijatyk, awantur i gwałtów pod pretekstem uzyskania wyższego poziomu szlachetności człowieczej. Wszystko zatem cofam! Nawet jak wydawało się Wam przez chwilę, że przemawiam głosem natchnionym (a mi się wydawało). Wszystko bezpowrotnie cofam i basta!

Wróćmy zatem na ziemię, do faktów dużo bardziej istotnych. Otóż, w Biedronce pojawiły się całkiem niezłe pikantne kabanosy Henryka Kani. Makrela wędzona w przyprawach też niczego sobie. Smacznego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz