poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Pozorowany kryzys

Jestem jaka jestem. Tak myślę. Mój psychoterapeuta jest jednak innego zdania. Twierdzi, że nie jestem - znaczy nie twierdzi, że jestem inna niż jestem, twierdzi, że w ogóle nie jestem. Czyli, że mnie nie ma. Muszę go chyba zmienić. No bo przecież jestem. Ale zmieniałam już trzy razy i zawsze to samo.
Widzę to, co widzę. Okulista jest spoko. Nie kwestionuje mojego punktu widzenia. Jutro pełna obaw wybieram się do ginekologa. Zresztą, może niepotrzebnie się boję. W końcu będzie to, co ma być. A jak będzie inaczej to przecież opowiem o tym psychoterapeucie i jakoś mnie z tego wyciągnie. Czuję się taka nijaka i zagubiona. Nic mi już chyba nie pomoże. Kiedyś pomagało przycięcie końcówek i balejaż, ale to już od jakiegoś czasu nie działa. Dupa! Ryśkowi i tak się już nie podobam. Znaczy nie mówi tego wprost, ale krzywi się jak zakładam leginsy. Może to dobrze, że wcale nie jestem.* 

Zastanawiam się czy nie zmienić konwencji bloga - czy nie porzucić w czarci róg formy felietonu na rzecz luźnych wyznań. Wybrałbym sobie płeć, wiek, zaburzenie psychiczne i dzieliłbym się tu z Wami najszczerszymi przemyśleniami i odczuciami płynącymi prosto z serca.
A może pójść dalej. Ot mógłbym się nawet wcielić w rolę psa łańcuchowego. Blog pisany przez nieludzko traktowanego czworonoga to byłoby coś. Strumień przemyśleń skrobanych krwawym pazurem na butwiejących dechach psiej budy. Stałbym się bohaterem i głosem upodlonych mieszańców.

Naprawdę mam takie myśli. I co gorsza, czuję, że w roli psa mógłbym brzmieć autentycznie.

Chyba przechodzę chwilowy kryzys. Kryzys zawsze przychodzi po euforycznym początku. Pojawiają się rozpaczliwe próby zmiany. Odszukania przestrzeni, w której można poruszać się zupełnie bezwysiłkowo. Na razie jestem jak mucha w budyniu. Szukam najkrótszej drogi do brzegu talerza a potem pomyślę jak rozprostować skrzydła. Silę się na myślenie. I jednak mucha i budyń to kiepska alegoria. Przecież nic się nie klei i nie marzy mi się lot w stronę szaletu. Dość.

* cytat pochodzi ze spalonego pamiętnika przyrodniej siostry Marilyn Monroe
 

 

2 komentarze:

  1. Genialne! Wymyślaj fikcyjne problemy i pisz o nich z emfazą - przecież wszyscy ludzie tak robią na co dzień. Oprócz oczywiście mnie, bo ja mam problemy realne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki mam zamiar. Wynicuję swoje fikcyjne wnętrze, a w zasadzie nie swoje tylko mniej znanej z sióstr Monroe, i wypłynę na szerokie wody. A wody te zatopią problemy realne - taki mam przewrotny plan!

    OdpowiedzUsuń